The Pretty Things byli przedstawicielami dzikiej strony brytyjskiej inwazji i jednym z najbardziej wpływowych zespołów lat sześćdziesiątych. W latach 1965-1968 stworzyli cztery albumy, które należą do najbardziej ekscytujących rock'n'rollowych płyt swoich czasów, ewoluując od chaotycznego rytmu i bluesa z ich wczesnych dni do psychodelii i rocka progresywnego. Nawiasem mówiąc, wśród tych czterech albumów jest pierwsza rockowa opera w historii, przełomowy S.F. Sorrow (1968). Nie odnieśli jednak komercyjnego sukcesu i zostali skazani na status podziemnego zespołu kultowego. W obliczu braku perspektyw, w 1969 roku gitarzysta i założyciel Dick Taylor rzucił ręcznik i opuścił grupę. Reszta zespołu wkrótce potem wróciła do studia Abbey Road - gdzie nagrali S.F. Sorrow – by ukończyć świetny album Parachute (1970), moim zdaniem ich ostateczne arcydzieło.
Pomyślany jako album koncepcyjny przez jego głównych autorów piosenek Phila Maya (wokalistę) i Wally'ego Wallera (basistę), Parachute jest kroniką schyłku ruchu hipisowskiego oraz kontrkulturowej sceny lat sześćdziesiątych. Strona A albumu to cała pop-artowa suita ośmiu połączonych ze sobą piosenek, w których rysowana jest ironiczna i melancholijna panorama współczesnego miejskiego życia. Bogata w kontrasty i niuanse, zwinna w jego przejściach, ta pierwsza połowa albumu jest po prostu wysublimowana. Strona B płyty przechyla się w stronę rocka progresywnego, utwory są dłuższe, a od czasu do czasu pojawiają się ślady hardrocka. Uwaga przenosi się na środowisko wiejskie, do którego udały się tysiące młodych w poszukiwaniu prostego stylu życia, wolnego od wymagań handlowych. W 1970 roku to pokoleniowe marzenie o szczęśliwej Arkadii już się rozpadało, a Pretty Things obnażyło to z dystansem i niedowierzaniem, ale też z wielką ekspresją poetycką (piękna "Grass”, inicjacyjne "Sickle Clowns”). Parachute jest więc dźwięcznym świadectwem końca pewnej epoki, kroniką zbiorowego rozczarowania. Jest to również album zamykający złoty wiek The Pretty Things, zespołu niezauważanego wówczas przez opinię publiczną, ale coraz bardziej docenianego na przestrzeni lat. Jak przystało na niezłomnych i wizjonerów.
Zabłocie, 28.08.20