Trzeci album Carole King, Music (1971), był kontynuacją Tapestry (1971), arcydzieła, które wcześniej tego roku potwierdzało Carole King jako solistkę. Pomimo tego, że został również wyprodukowany przez Lou Adlera (który przez kilka lat współpracował z Carole King) i utrzymywał znaczną część zespołu muzyków, w tym Jamesa Taylora, Danny'ego „Kootcha” Kortchmara i Curtisa Amy; Music nie jest tak dobitny jak Tapestry. Z drugiej strony to coś naturalnego, ponieważ Tapestry to praktycznie album z dwunastoma singlami. W zamian za to w Music Carole King porusza się ze swoimi muzykami z większą swobodą i pewnością siebie, tworząc razem marzycielską atmosferę, w której przepiękne momenty pojawiają się z pozorną spontanicznością.
Oczywiście nie brakuje świetnych piosenek, z których niektóre można z łatwością zaliczyć do najlepszych w całej karierze Carole King, takich jak "Some Kind of Wonderful” (stary hit tandemu King-Goffin, rozsławiony przez The Drifters dziesięć lat wcześniej), "Sweet Seasons” (mój ulubiony z całej płyty) lub "Song of Long Ago”. Wspaniałe popowe piosenki, subtelnie wykonane i wyprodukowane, bez pretensji. Są też ujmujące, pełne nadziei "Brother, Brother” i "Carry Your Load”, w których Carole King ujmująco śpiewa nawołując do pokoju i braterstwa. Już w 1971 roku temu późnemu hippisowskiemu idealizmowi można było zarzucić naiwność lub anachronizm; jednak w dzisiejszych czasach, w których istnieje tendencja do zarozumiałości i każdy, kto ma dostęp do portali społecznościowych, wydaje się mieć prawo do bycia niegrzecznym wobec innych. Warto pamiętać, że pokora jest cnotą, a pokój zaczyna się od wzajemnej serdeczności między nami wszystkimi.
Zabłocie, 24.07.20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz