Nieznana ogółowi społeczeństwa, często ignorowana
przez historiografię, Karen Dalton jest jedną z najbardziej zagadkowych postaci
amerykańskiej muzyki popularnej lat sześćdziesiątych. Była nieuchwytną
kobietą i nierozpuszczalną artystką zarówno w przemyśle muzycznym, jak i
rozrywkowym. W rzeczywistości w życiu nie była praktycznie znana poza
nowojorską dzielnicą Greenwich Village.
Greenwich
Village przez dziesięciolecia była artystyczną dzielnicą, w której na ulicach i
w kawiarniach panowała nieustannie kipiąca artystyczna atmosfera. Niespokojni młodzi ludzie gromadzili się,
aby szukać inspiracji, uciec od wspólnych mianowników i znaleźć alternatywne
sposoby ekspresji. W latach pięćdziesiątych Greenwich Village było rajem dla beatników.
A od wczesnych lat sześćdziesiątych wypełniony był przez hippisów, długowłosych
młodych mężczyzn, którzy swoimi gitarami chcieli ożywić muzykę ludową. Lista
artystów, którzy uczestniczyli w folkowej scenie Greenwich Village, obejmuje
Boba Dylana, Tima Hardina, The Holy Modal Rounders, Jose Feliciano, Richie
Havens, Freda Neila i oczywiście Karen Dalton. Większość z nich często grała w
klubach i teatrach. Inni, jak Karen Dalton, robili to tylko w kawiarniach, w
zamian za „przekazywanie kapelusza” klientom po każdym przedstawieniu.
Karen Dalton
nigdy nie miała ambicji „kariery” muzycznej. Co więcej, zaprzeczyła przemysłowi
muzycznemu, który zamienia muzykę popularną w zwykły protokół do przenoszenia
pieniędzy. Z dystansu, jaki daje
czas, twórczość Karen Dalton może być postrzegana jako pozostałość po czasach,
gdy folk
był czymś więcej niż tylko stylem muzycznym. Urodzona na wsi w
Oklahomie, z czirokee i irlandzkimi korzeniami, Karen Dalton dorastała w
skromnym środowisku, w którym muzyka była językiem wyuczonym w rodzinie,
stworzonym z popularnej mądrości i przekazywanej z pokolenia na pokolenie, aby
wyrazić niewypowiedziane, jak miłość czy ból. Muzyka była dla Karen Dalton językiem do przekazywania abstrakcji, spraw
duszy. Postawiła sobie za zadanie muzyczną interpretację w
przekazywaniu tej popularnej sztuki twarzą w twarz, w możliwie najbardziej
osobisty i uczciwy sposób. Tym samym, mimo że była jedną z najbardziej
wyjątkowych postaci na folkowej scenie Greenwich Village, przez lata opierała
się nagraniu albumu, pomimo prób jej kolegi, odkrywcy i przyjaciela Freda
Neila, który próbował ją do tego przekonać. Podobnie zrobił Nik Venet,
producent wykonawczy Capitol Records i od lat fan Karen Dalton. Venet miał zabrać ją do studia nawet cztery razy,
ale w ten czy inny sposób zawsze odrzucała każdą ofertę. Aż wreszcie im
się udało (nie bez sztuczek), że Karen Dalton nagrała kilka piosenek podczas
jednej nocy w studiu Capitol. Te
motywy utworzyły jej album It's So Hard To Tell Who's Love You The Best
(1969).
Debiut Karen
Dalton jest owocem jednej nocnej sesji studyjnej. Zbiór dziesięciu piosenek
nagranych na żywo z basistą Harveyem Brooksem i gitarzystą Danem Hankinem. Jest
to produkcja referencyjna, minimalna (jest tylko kilka overdubów), mająca na
celu uchwycenie wyjątkowej osobowości Karen Dalton i zachowanie jej dla
potomności. Album daje tym samym możliwość wyraźnego usłyszenia jej potężnego i
wyjątkowego głosu, obdarzonego idealnym
tonem i wyczuciem dla bluesa. It's So Hard To Tell Who's Going To Love You The Best jest wolno poruszającym się albumem.
Karen Dalton charakteryzowała się zrelaksowanym poczuciem rytmu, jej brak pośpiechu podczas śpiewania i grania
na banjo i dwunastostrunowej gitarze. Ponieważ śpiewała tylko o rzeczach, których
wyrażenie wymaga czasu – jak ból. W rzeczywistości, to jest album o bólu,
kronika życia otoczonego bólem i w poszukiwaniu jakiegoś szczęścia, towarzystwa
i zrozumienia. W poszukiwaniu miłości. Krótko mówiąc, jest to album
melancholijny. Ale jest też niezwykle budujący, podobnie jak wszystkie te prace
artystyczne, które starają się przekazać innym wszystko, czego nie można
powiedzieć słowami. Zawiera również wysublimowane reinterpretacje tradycyjnych
utworów (jak „Ribbon Bow”, piosenka o pragnieniu ucieczki z wiejskiej biedy)
oraz kilka naprawdę imponujących piosenek country-blues, takich jak "Little Bit
of Rain”, "Blues on The Ceiling” (oba reinterpretacje oryginału autorstwa jej
przyjaciela Freda Neila) oraz "Down on the Street”, bardzo osobista adaptacja
utworu Leadbelly. To muzyka dla ciekawych ponad miarę i dla płonących serc.
Zabłocie,
14.11.20